Strony

czwartek, 18 maja 2017

NORAFTRAIL BIEG Z PSAMI


Tym razem na celownik obraliśmy sobie Noraftrail Tymbarskie Pagórki, dystans 15 km, który miał miejsce 3 maja. Można by było "to coś" nazwać a'la dogtrekkingiem, bo czysty dogtrekking to to, to nie był :) Nie było punktów kontrolnych, ani map, trzeba było podążać za taśmami i strzałkami na trasie ( na szczęście droga było świetnie oznakowana ). Dogtrekkingi jak i każdą aktywność z psami kocham, i staram się brać w nich udział w miarę często. Traktuję je jako pewien cel do osiągnięcia, kiedy to większość uczestników bierze udział w dogtrekkingach jako element zabawy. Z reguły biegniemy pełną parę przez cały dystans, ale dla nas to jeden z wyższych wymiarów frajdy :P 

Do biegu przygotowywać się z Sarą praktycznie nie musiałyśmy. Codzienne bieganie jednak daje swoje. Sucz ostatnio schudła i wyrobiła sobie mięśnie co tylko przyniosło jej same korzyści. Na co dzień mieszkamy w górach, u podnóża Mogielicy, szczytu Beskidu Wyspowego, więc miałyśmy gdzie ćwiczyć. 


Miałyśmy wczesną pobudkę, bo w biurze zawodów byłysmy już po 7:00. Bieg zaczynał się dopiero po 10:00, ale ludzie już zaczynali się zbierać na miejscu. Poza biegiem z psami, organizowany był bieg na dystansie 35 km, już bez psów. Końcowo ludzi z psami było mnóstwo, ale muszę przyznać, że liczba uczestników nie pobiła dogtrekkingu na Mogielicy, kiedy to również brałyśmy udział na dystansie 15 km. Pozostało tylko czekać i snuć się po placu. Dogtrekking/bieg z psami to idealne miejsce na poznawanie ludzi, którzy mają świetną wiedzę na temat kynologii, i są na prawdę "wykształconymi psiarzami" :P Sama poznałam świetną kobietę, z którą miałam okazję przebiec całą trasę. Ola z cockerem Gasparem, mieszkający w Krakowie, byli świetnymi kompanami biegu <3 Na miejsce przybyła grupa Wild Dogs Team, zajmująca się organizacją dogtrekkingów, biorąca udział w zawodach jakimi są canicross, bikejoring i inne. Jedną z przynależycielek wraz z huskim Hakimem miałam okazję poznać na dogtrekkingu na Mogielicy, tym razem jej nie było, ale była Monika, sama założycielka Wild Dogów, z grupowiczami :) 

Merle cocker to najlepszy Gaspar, a niebiescy ludzie to nikt inny niż Wild Dogi :D

Przejdźmy do startu i trasy. Miałam nadzieję, że trasa będzie dosyć łatwa, ponieważ góry Zezów, Paproć i kawałek Łopienie, nie są jakimiś ekstra wysokimi i trudnymi, a okazało się być totalnie odwrotnie. Pogoda dla mnie była zarazem idealna i okropna. Było wilgotno, zimno i mokro, podczas biegu przynajmniej nie było aż tak gorąco, ale warunki na trasie straszne, pełno błota, a nawet ścian błotnych. Już na starcie zafundowano nam bieg pod górę. Trasa była bardzooo trudna, masa ostrych podejść, kilka wspinaczek po ściankach. A kiedy już chciałam wykrzyknąć " o nareszcie, biegniemy w dół ", po kilkunastu metrach okazywało się czekają nas jeszcze gorsze podejścia niż poprzednie. Sara radziła sobie świetnie i gnała pełną parą jak zawsze. Ze mną już było ciut gorzej. Mimo,że trasa pod względem stopnia trudności wykraczała poza skalę, góry były cudowne, widoki zniealające i ten klimat :)



Punkty kontrolne jak i samo biuro zawodów było świetnie zaopatrzone! Napoje, węglowodany w postaci batonów musli, drożdżówek, ciastek owsianych, gorące zalatujące parą zupki, po prostu cuda <3 


Do mety dotarłyśmy szczęśliwe, ja wykończona, po Sarze nie było widać zmęczenie. Niestety podium nie zajęłyśmy, ale mam nadzieję, że na następnym dogtrekkingu uda się nam. Olę. Marcina ( męża Oli, który jest świetnym fotografem :D ), Monikę i resztę wsaniałych ludzi, mam nadzieję, że spotkam na jednej z takich imprez!


W klatce spała jak dzik :D




Może będziecie mogli nasz team spotkać na VII Lubelskim Dogtrekkingu - Łapa na Szlaku, jeśli tylko zoorganizujemy transport. A jeśli ktoś będzie na najbliższej wystawie w Noym Sączu 
( 28 maja ), to dajcie znać, bo na 100 % będę pofocić ;)